Siostra Alina Sienkiewicz od 48 lat pracuje w Brazylii. Pomaga Indianom. Mieszkała w małych wioskach w dżungli, podróżowała do trudno dostępnych miejsc, zakładała przychodnie, pracowała w szpitalu. Organizowała akcje szczepień, zapewniała dach nad głową, pocieszała. W dzieciństwie nazywana była “niespokojnym duchem”, bo fascynował ją odległy i nieodkryty jeszcze świat.
Siostra Alina przed wstąpieniem do zakonu ukończyła medycynę. Na misje do Brazylii wyjechała w 1971 roku. Jednym z jej zadań było leczenie. Przez trzy lata pracowała w miejscowości Tapuraquara, którą misjonarze nazwali Santa Isabel do Rio Nergo. To północna część kraju. Misjonarka zaczęła pracę w szpitalu, w którym było 25 łóżek dla chorych. Ze względu na znacznie odległości między wioskami, do szpitala przywożono tylko ludzi poważnie chorych. W razie potrzeby, jeśli chory mieszkał niedaleko, siostra Alina leczyła go w jego domu. Sam szpital nie był jeszcze zorganizowany, brakowało pielęgniarek, lekarzy. Po latach salezjanka wspomina ten czas jako dobrze przeżyty: “Praca pełna poświęcenia, prawdziwie misyjna, ale dawała mi dużo radości, bo przecież po to tu przyszłam, dla tych najbardziej potrzebujących”.
W każdą niedzielę siostra Alina wsiadała na łódkę i płynęła do odległych wiosek. Poznawała ludzi, ewangelizowała, pomagała. Nowa misja Santa Isabel do Rio Nergo przekształcała się powoli w małe miasteczko. Rosła liczba ludzi, w tym uczniów w szkole. Brakowało nauczycieli, więc religii, chemii i fizyki uczyła s. Alina. Dobra organizacja i zapał do pomocy towarzyszy misjonarce do dziś.
Envio – posyłam Cię
Po pierwszych latach w Brazylii siostra Alina zostaje doceniona, a jej praca przynosi wiele owoców. W 1976 roku biskup Michał Alagna poprosił ją o rozpoczęcie pracy w szpitalu na misji salezjańskiej św. Michała Archanioła w Lauarete. Placówka misyjna leży w górnym dorzeczu rzeki Uaupes, dopływu Rio Negro. Jest to jeden z najdalszych zakątków Amazonii, położony przy granicy z Kolumbią. Biskup zwrócił uwagę, że choruje i umiera tam bardzo dużo ludzi. Potrzebna była pomoc osób, które znają się na chorobach i umieją leczyć.
Biskup Michał jako doświadczony i dobry organizator dbał o rozwój placówki misyjnej i medycznej. Zawarł umowę z państwową instytucją ubezpieczeń społecznych (FUNRUPAL) i misyjnym szpitalem. Zapewniło to lepsze funkcjonowanie i możliwości leczenia Indian.
Indianie, którzy mieszkali w górnym dorzeczu Uaupes chorowali przez zmienność pogody i warunki, w jakich żyli. Mieszkali w domach zrobionych z liści palmowych, nie wiedzieli jak dbać o higienę osobistą, a w ich pożywieniu brakowało składników odżywczych. Umierali przez brak dostępu do lekarstw i brak opieki medycznej. Dlatego na placówkach misyjnych prowadzono przychodnie, czasami małe szpitale, do których przyjeżdżali Indianie mieszkający w odległości nawet kilkuset kilometrów.
Poważnym problemem były choroby wirusowe i zakaźne. Nim osoba z wioski otrzymała pomoc, mogła zarazić wszystkich mieszkańców. Tak wybuchały epidemie, np. kokluszu. Siostra Alina jeździła razem z pielęgniarką do wiosek, badała i leczyła. Po opanowaniu epidemii, zaleciła szczepienia. Tym również zajęli się misjonarze, misjonarki i osoby, które ich wspierali. Dopiero od 1985 roku państwo przejęło odpowiedzialność za szczepienia Indian.
Z czasem w szpitalach prowadzonych na placówkach misyjnych pojawiało się coraz większe wsparcie. Państwo finansowało funkcjonowanie placówek medycznych, które zobowiązane były do składania comiesięcznych raportów działalności. Na początku raporty o leczeniu pacjentów, wydawanych lekarstw i działalności szpitala przekazywane były na papierze. Pod koniec lat osiemdziesiątych wraz z rozwojem wprowadzono wymóg zapisywania ich na komputerze i przekazywania na dyskietkach. Siostry i obsługa szpitala uczyła się obsługiwania nowych technologii. Kursy z informatyki i technologii odbywały się w Manaus. Wprowadzenie do szpitala komputerów usprawniło funkcjonowanie placówki i przyjmowanie pacjentów trwało 24 godziny na dobę, ze stałymi dyżurami w nocy. W tym okresie w miesiącu średnia frekwencja osób przyjętych do szpitala wynosiła 1000 osób.
Praca w szpitalu to ciągła gotowość do niesienia pomocy. W każdej chwili może przyjść wezwanie do nagłego lub ciężkiego przypadku. Czasami chory trafia do lekarza w stanie krytycznym, bo Indianie boją się lub wstydzą niektórych chorób, szczególnie tych zakaźnych. Gotowi są do wypędzenia chorego członka rodziny ze wsi, byleby ukryć przed innymi jego stan. W jednej z wiosek wykryto chorobę Hansena. Mniej zakaźna od gruźlicy płuc, ale bardziej widoczna i dla chorych wstydliwa. Siostrze Alinie więcej czasu zajęło tłumaczenie mieszkańcom, że choroba nie jest powodem do ucieczki lub wypędzania kogoś z domu, niż samo leczenie. Udało się opanować wybuch paniki. Potrzebujący otrzymali pomoc i nie zostali wypędzeni z domów.
Przesądy i trudy
Życie wśród Indian wiąże się z poznawaniem zwyczajów, które często są dla nas niezrozumiałe. Czasami wzbudzają bardzo skajem emocje. Misjonarze nauczyli się nie oceniać ani nie krytykować.
Pewnego dnia do szpitala trafiła kobieta z małym dzieckiem. Obie były chore. Nie udało się uratować mamy dziecka. Została ona pochowana na pobliskim cmentarzu. Po pewnym czasie na placówkę sióstr salezjanek przyszedł jej mąż. Dowiedział się o śmierci żony i zgodził się, żeby ich córka pozostała na placówce misyjnej. Opiekę nad nią przejęła jedna z pielęgniarek. Mąż chciał dowiedzieć się, gdzie pochowano jego żonę, żeby odkopać jej ciało i wypełnić plemienne zwyczaje. Należało spalić zwłoki, prochy zmieszać z zupą bananową i zjeść. Indianie wierzą, że w ten sposób zmarły już na zawsze zostanie z nimi. W ten sposób przekazywane są cechy charakteru zmarłego, jego dobre i złe nawyki.
Inna historia związana jest z plemieniem Maku, inaczej zwanym Huptes. Indianie należący do tego szczepu żyją z dala od innych, w głębi dżungli. Pewnego dnia do siostry Aliny przyszła kobieta z dziewczynką w ciężkim stanie. Chude nogi, zapadnięte policzki, płytki oddech. Dziecko było mocno osłabione. Jakby żyło tylko resztkami sił. Dziewczynkę przyniosła babcia. Jej matka urodziła bliźnięta. Zgodnie z plemiennymi przekonaniami, gdy przychodzą na świat bliźnięta, jedno z nich reprezentuje dobro, a drugie zło, dlatego przeżyć może tylko jedno dziecko. Chłopiec, który urodził się pierwszy, był silny i głośno płakał. Dziewczynka była słaba i mniejsza od brata. Dlatego matka postanowiła zabić córkę, którą określiła jako małpę. Powstrzymała ją teściowa. Zabrała dziewczynkę i zaczęła karmić papką z bananów. Małej brakowało wartości odżywczych. Słabła i znalazła się na krawędzi życia. Wtedy babcia postanowiła poszukać pomocy na placówce misyjnej. Dziewczynkę leczono, dożywiano i ochrzczono. Opiekę nad nią przejęła jedna z pielęgniarek, którą wspierały siostry salezjanki. Babcia zgodziła się adoptować dziewczynkę.
Życie siostry Aliny to historie trudne, przeplatane chorobami i śmiercią. Ale nie brakuje w nich tych przywracających nadzieję. W 2017 roku salezjanka otrzymała medal przyznawany przez Komisję Episkopatu Polski „Benemerenti in Opere Evangelizationis”. Z grona 148 osób i instytucji zgłoszonych do odznaczenia wybrano 12 nominowanych. Było to szczególne wyróżnienie dla siostry Aliny i docenienie jej gorliwej pracy lekarskiej wśród chorych i cierpiących Indian, katechizacji dzieci i dorosłych oraz szerzenie nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego.
Magdalena Piórek