W Piura uderzają kontrasty: piękne domy i hotele, a obok rozległe dzielnice biedy. W mieście działa dobrze prosperujący ośrodek przetwórstwa rybnego i owoców morza. Charakterystyczne dla tego rejonu są połowy kalmarów nazywane pesca artesanal, które polegają na łowieniu tych zwierząt na tratwach wykonanych z balsy (cienkiego i lekkiego drewna). Ludzie pracują jako rybacy, jeżdżą mototaxi albo sprzedają na mercado (bazar).
Na szczęście część młodych ludzi studiuje, a potem znajduje pracę w szkole. Mimo możliwości rozwoju miasta, wielu ludzi żyje ubogo. W Piura znajdujemy dzielnice nędzy, gdzie domy wybudowane są ze splecionej trawy i falistej blachy. W takim domu nie ma ścian, pomieszczenia przedzielone są kocem, prześcieradłem lub innym materiałem, zamiast podłogi jest klepisko, nie ma bieżącej wody. Czasami ten dom jest też pomieszczeniem gospodarczym, bo razem z ludźmi mieszkają ich kury. Najbiedniejszą dzielnicą jest „Nueva Espreranza”. Nazwa dzielnicy „Nowa Nadzieja” wydaje się paradoksalna. Jak pośrodku biedy i głodu szukać nadziei? A jednak można ją odnaleźć w Boskonii, na salezjańskiej placówce misyjnej. Przez kilka lat pracowali tam wolontariusze. Na pustyni w slumsach przeżywali swoisty adwent.
Dzielnica „Nueva Espreranza” graniczy z terenem pustynnym. Niemal cały rok temperatura sięga 34 stopni Celsjusza. Wszędzie wdziera się piach, a za nim tumany kurzu i góry kolorowych śmieci. Domki są ciasno przyklejone do siebie, wymagają częstych napraw. Z domów i podwórek dobiegają różne dźwięki: salsy, szczekania bezpańskich psów, śmiechu dzieci, kłótni, strzałów z pistoletu. Ktoś kto nie mieszka w slumsach i nie zna tutaj nikogo narażony jest na duże niebezpieczeństwo. Bandy złodziei z wielką łatwością przykładają nóż do gardła lub pistolet do skroni i żądają tego, co ma wartość materialną. Niestety niejednokrotnie przemocy doświadczyły dzieci i młodzież, która mieszka w tej dzielnicy.
To właśnie tam Sylwia, jedna w wolontariuszek misyjnych uczyła się miłości. Bóg wyprowadził ją na pustynie, do slumsów, aby tam przemawiać do jej serca, przez widok biednych ludzi, uczenie ich matematyki i hiszpańskiego, zabawę, modlitwę. Patrzyła na opuszczone dzieci, którymi nikt się nie interesuje. Chciała być z nimi, dać mi namiastkę domu i całą miłość, którą miała w sobie. Na swoim blogu napisała: „W slumsach nauczyłam się kochać. Musiałam wyjechać na drugi koniec świata, aby odkryć, że to nie piach tworzy pustynię, ale próżne i pyszne serce. Zrozumiałam, że największym nieszczęściem człowieka nie jest głód i tragiczne warunki mieszkaniowe, lecz brak Boga. Dziękuję mojemu Ojcu, że pokazał mi jak kochać Go w drugim człowieku. Dziękuję za misję i szkołę miłości”. W slumsach nauczyła się Miłości. Tam narodził się Jezus.
W slumsach problemem są związki nieformalne. Mało kto decyduje się na małżeństwo. Nieraz dzieci wychowują się same lub rolę ich opiekuna przejmuje ulica, a tam panują twarde zasady. Zdają sobie sprawę, że ich życie powinno wyglądać inaczej. Doskonale o tym wiedział Romario, który miał wiele rodzeństwa. Jak sam tłumaczył wszyscy jego bracia i siostry mają tego samego tatę, a dwie mamy, które mieszkają z nimi. Ich tata postanowił w tym samym czasie założyć rodzinę z dwoma kobietami w jednym domu. Cierpiały na tym dzieci, które nie rozumiały sytuacji. Romario ma duże oczy i szczery uśmiech. Zawsze chętnie pomagał wolontariuszkom w organizowaniu zabaw dla dzieci w slumsach. Po jakimś czasie przyjął chrzest. Wiedział, że decyzja jego taty o życiu z dwoma kobietami jest zła i niszcząca dla rodziny. Podczas rozmów z wolontariuszami, modlitwy i zabaw poznał wartość Miłości. Jezus przyszedł do jego domu.
Dla wolontariuszy, którzy pomagali w Boskonii adwent był intensywnym czasem pracy. Jeszcze częściej i na dłużej wychodzili do slumsów, żeby rozdawać dzieciom ulotki informujące o wydarzeniach w Boskonii. W upale przemierzali drogi pomiędzy prowizorycznymi domami i zapraszali na zabawy, wspólną naukę, festyn przed Bożym Narodzeniem, modlitwę. Adwent nie kojarzy się tam z zimnem, śniegiem, szybko zapadającym zmrokiem, a upałem i pracą. Mikołaj też był inny, bo nazywa się Papa Noel i musi obdarować nie tylko rodzinę i przyjaciół, ale tez wszystkie dzieci i młodzież, która w Bosconii znalazła swój drugi dom. Z tej okazji organizuje się Wielki Bazar, a także Chocolatade (imprezę podczas, której otrzymują posiłek i czekoladę do picia) dla dzieci i świąteczne spotkanie dla animatorów.
Niezmienne jest jedno: Bóg, który narodził się w biedzie, żeby pokazać jak bardzo nas kocha. W slumsach nie czuje się obco. „W sercu Boga jest szczególne miejsce dla ubogich. On sam bowiem stał się ubogim (papież Franciszek).
Magdalena Piórek