Nazywam się Inoreen, jestem Zambijką, mam 16 lat. Mam sześcioro rodzeństwa, w tym brata bliźniaka. Urodziłam się 2 listopada 2000 roku w małej wiosce Donald, gdzie mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem. Mój tato miał mały biznes, zajmował się drobnym handlem, a mama zajmowała się domem. Kiedy skończyłam 6 miesięcy, moi rodzice się rozwiedli. Kiedy tata nas opuścił, bardzo cierpieliśmy. Mało nie umarliśmy z głodu, ponieważ już nie przynosił nam jedzenia. Mama zaczęła sprzedawać pomidory. Moja starsza siostra pomagała jej, z koszykiem na głowie chodziła po ulicach. Mój najstarszy brat miał 12 lat. Nie miał wyboru, musiał przerwać szkołę, bo nie mieliśmy pieniędzy. Żeby wrócić do szkoły, zaczął sprzedawać parafinę. Dawał radę. Tata w niczym już nie pomagał, nie interesował się nami. Bardzo mnie to bolało. Kiedy skończyłam 6 lat, nie poszłam do szkoły. Myślałam o tym, by zacząć sprzedawać warzywa z moją siostrą. Dzięki temu mogłabym pójść do szkoły, ale się nie udało. Podziwiałam przyjaciół, którzy chodzili do szkoły, marzyłam o tym, aby też się uczyć. Do 6 roku życia nigdy nie widziałam swojego ojca, ponieważ nie odwiedzał nas. Nigdy nie pomyślał o tym, aby posłać nas do szkoły. Potem dowiedziałam się, że związał się z inną kobietą i ich dzieci chodziły do szkoły. Ta kobieta nienawidziła moich braci. Kiedykolwiek mój najstarszy brat chciał odwiedzić ojca, ona zawsze mówiła, że go nie ma. Nawet jak mój brat szedł tam na chwilę, chowała naszego tatę, nie wiem, dlaczego godził się na to.
Mama współczuła nam, że nie możemy chodzić do szkoły. Zdecydowała się na zmianę pracy. Wszystko po to, żebyśmy poszli do szkoły. Trafiła do Chinsanka, tam sprzedawała kassawę. Kiedy była w Chinsanka, nasz dach został zniszczony przez mocne opady deszczu. Prawie tydzień mieszkaliśmy w domu bez dachu. Pieniądze, które mama zarobiła i chciała przeznaczyć na szkołę, wydała na remont domu. W końcu zdeterminowana poprosiła ojca o pieniądze, a on powiedział, że nie jesteśmy jego dziećmi, dlatego nie musi nas wspierać. Mama omal nie umarła z powodu tych okropnych rzeczy. Była też coraz chudsza, omal nie umarliśmy z głodu. Prosiłam, aby Bóg zesłał nam pieniądze na jedzenie.
W końcu mama zdecydowała, aby poszukać pracy u salezjanów Don Bosco i się udało. Zaczęła szyć. Moi bracia także zaczęli pracować u księży, dzięki czemu mogli wrócić do szkoły. Pamiętam księdza Michała i Andrzeja, którzy pomogli im w edukacji. Ja też marzyłam o szkole. Razem z bratem bliźniakiem zaczęliśmy przychodzić do salezjańskiego oratorium. Niedaleko parafii, pracują siostry salezjanki, prowadzą szkołę. Kiedy miałam 8 lat, była tam siostra salezjanka, która pokochała moją mamę, to siostra Chisanga. Ona też bardzo pomogła mojej rodzinie, niech Bóg jej błogosławi. Chciała posłać nas do szkoły, bo wiedziała jak bardzo mój brat bliźniak i ja kochamy szkołę. Kupiła nam wyprawkę do szkoły i posłała do 1 klasy. Niektórzy z naszej klasy byli „bogatsi” od nas i obrażali nas, ale nigdy się nie poddaliśmy, bo kochaliśmy szkołę. Wielu nauczycieli nas kochało i dobrze traktowało. Do szkoły salezjańskiej chodziłam aż do 7 klasy.
Musiałam zdawać egzaminy, aby przejść do klasy 8, czyli dostać się już do secondary school. Czesne za tę szkołę jest wyższe. Nie mieliśmy pieniędzy, aby pokryć jakąś część za naukę. Wtedy drugi z braci zaczął robić cegły. Niestety pieniądze, które chciał przeznaczyć na moją naukę, zostały skradzione. Nosiłam stary zużyty plecak i buty, a z książkami pomogli mi przyjaciele. Szkołę kończyłam o 16.30. Nie miałam z sobą jedzenia, od rana do 16.30 nic nie jadłam. Nie dawałam rady opłacać mojej nauki w szkole. Mimo wszystko podeszłam do egzaminu klasy 9 i zdałam. Miałam najlepszy wynik w szkole. Nie mieliśmy pieniędzy, ale mój brat pracował u sióstr salezjanek i one znów kupiły mi wszystko, co potrzebne do szkoły. Przyjaciele dzielili się ze mną jedzeniem. Tato o nas zapomniał, ale my nie zapomnieliśmy o nim. Nadal kocham ojca, mimo że on nas nie kocha, ale wierzę, że to się zmieni.
W szkole była nauczycielka, która mnie lubiła, ale okazało się później, że była satanistką… Chciała mnie wprowadzić w inicjację, kupowała mnie. Dawała mi pieniądze, jedzenie, ubrania i wiele innych rzeczy. Gdybym była bogata, nie kupiłaby mi tych wszystkich rzeczy, których mi ciągle brakowało. Chciała mnie ściągnąć na złą drogę. Jednak nie udało się jej. Dzięki Bogu. Naprawdę dziękuje Bogu, że nie dałam się wciągnąć i nie zgodziłam się zostać satanistką w zamian za pieniądze.
To były ciężkie sytuacje, przez które przeszłam. To nie wszystko, ale nie jestem w stanie pisać o wszystkim. Bóg mnie kocha i moją rodzinę. Teraz jestem w klasie 10. Nigdy się nie poddam i ukończę szkołę, choćby nie wiem co.
Dziękuje Wam bardzo, Inoreen.
Drodzy Ofiarodawcy,
Pozdrowienia z Mansy i wielkie podziękowania za pomoc, dzięki której prowadzimy naszą misję. To właśnie dzięki Wam jesteśmy w stanie pomóc sponsorować młodych w edukacji. Przesyłam Wam list jednej z naszych wychowanek Innoreen, którą włączyliśmy do programu Adopcji.
Inoreen opisała w skrócie lata swoich doświadczeń. Uczy się dobrze. Nauczycielka, o której wspominała, wykorzystywała złe warunki dziewczyny. Na szczęście dziewczyna pochodzi z silnej rodziny katolickiej, którą mama głęboko poświęca Matce Bożej i wierzymy, że Maryja uchroniła dziewczynę przed zgubnymi skutkami. Nauczycielka została usunięta ze szkoły.
Jest to jedno z największych wyzwań, przed którymi stają młodzi ludzie. Wiele z nich boryka się z ubóstwem, tracąc wiarę w Boga. Wpadają w różne niebezpieczne pułapki, w ręce ludzi należących do sekt itp. Módlcie się za naszych młodych ludzi. Dziękuję wszystkim Darczyńcom, którzy pomagają naszym młodym ludziom w Mansa. Niech Bóg Wam błogosławi.
Dziękuję,
siostra Chisanga Evelyn