Witajcie Kochani po raz kolejny,
Tak jak poprzednio, człowiek planuje, a Pan Bóg plany zmienia i tak wychodzi na lepsze. Chłopcy są jacy są i, jak zdaje się pisałem wcześniej, nie od razu zmieniają się w potulne baranki. Potrzeba czasu, by udało im się wyjść „na prostą”. Przedwczoraj znów odwiedziłem „Barrio Juvenil”, gdzie mieszkają starsi wychowankowie przygotowujący się do samodzielnego życia. Gdy jedna grupa chłopców idzie z rana do szkoły, to inna do pracy i po południu odwrotnie. Nie mają za dużo czasu na własne rozrywki, a do tego muszą posprzątać obejście, poprać swoje ubrania (ręcznie) i mają dyżury w kuchni. Nie mamy kucharki, a obiady są dowożone z naszego centralnego ośrodka, więc sami muszą je rozdzielać, pomyć naczynia i posprzątać po posiłkach. Piszę to nie po to, żeby ich usprawiedliwić, ale pokazać, że czas mają dość dobrze wypełniony.
Znów odbiegam od tematu, który chciałem przedstawić, przepraszam, tak jakoś samo wychodzi. Wróciłem z jednej z naszych szkół, do której uczęszcza część wychowanków. Jestem po rozmowie z dyrektorem.
– Księże, chłopcy są nieznośni, nie uważają na zajęciach lekcyjnych, spóźniają się, nie są zdyscyplinowani i w związku z tym zamykamy dział stolarski.
I co dalej? Trzynastu naszych wychowanków na bruk, bo szkoła sobie nie radzi. Musimy szybko znaleźć rozwiązanie. Na miejscu mamy budynek stolarni w miarę wyposażony, brakuje tylko nauczyciela. Szkoły nie możemy otworzyć, ale kursy warsztatowe tak. Wpadłem na pomysł otworzenia rocznych kursów stolarskich z przygotowaniem do zawodu stolarza, z tak zwanym świadectwem wewnętrznym. Może się uda. Nie jest też łatwo znaleźć nauczyciela praktycznej nauki zawodu bo albo im nie pasują godziny, albo mają bardzo wygórowane mniemanie o sobie i chcą zawrotnej pensji miesięcznej, a nas po prostu na to nie stać. Wczoraj odbyłem kolejną rozmowę z kolejnym nauczycielem i zdaje się, że się dogadaliśmy. Tylko znów szkopuł, gdzie zdobyć fundusze na wypłatę? Chociaż przez ten rok szkolny albo na kilka pierwszych miesięcy. Być może uczniowie będą produkowali różne gadżety z drewna, być może uda nam się je sprzedawać i przynajmniej część kosztów pokrywać. Ktoś ze znajomych przysłał mi wiadomość: „Zostaw to Bogu, On się tym zajmie.” Może i tak, ale trzeba też z Nim współpracować.
A co na ulicy? Makabra, codziennie pada, kanały ściekowe są prawie pełne od wody. Mieszkający pod nimi mokną i są pozbawieni swoich lokum, dużo z nich choruje, potrzeba lekarstw. W sobotę wczesnym rankiem, przed 6:00 wyjechałem do innego ośrodka na mszę i widziałem mnóstwo ciężarowych samochodów z policją, zbierających ubogich. Zawożą ich zwykle na komendę, spisują i puszczają, a ci wracają do swoich miejsc, bo gdzie mają iść? I tak „w kółko Macieju”, zabawa w ciuciubabkę.
I znowu przerwałem pisanie na jakiś czas. Jeden z naszych współbraci z innego ośrodka, oddalonego kilkanaście kilometrów od nas, zasłabł podczas mszy. Zadzwoniła jedna z sióstr zakonnych, szybko trzeba było interweniować. Współbrat Włoch opiekuje się innym ośrodkiem i ma 84 lata, a tam kilkanaście kaplic do obsługi. Do tego szkoła, ochronka. Ot takie, zdawałoby się codzienne zajęcia, ale zdrowie już nie wytrzymuje i sił też brak. Na szczęście nic poważnego, chyba jakieś dolegliwości żołądkowe, zatrucie.
Już wróciłem do wspólnoty, ale urwał mi się wątek pisania i chyba nie będę Wam więcej teraz zawracał głowy. Jutro od samego ranka do późnych godzin wieczornych Wielkopostne spowiedzi.
Zapewniam Was o mojej pamięci w modlitwie.
Do następnych wieści, z Bożym błogosławieństwem
Ks. Andrzej Borowiec
Santa Cruz, Boliwia
W Wielkim Poście wspieramy dzieło prowadzone przez ks. Andrzeja w Boliwii. Ty też możesz pomóc dokonując wpłat na konto 50 1020 1169 0000 8702 0009 6032 z dopiskiem Projekt 732.