W Kijowie nasz budynek mieszkalny znajduje się po lewej stronie rzeki Dniepr. Wojska rosyjskie atakują z prawej strony Dniepru. Dla nas to był i nadal jest czas trwogi. Nie mogliśmy dłużej przebywać w naszym mieście. Mieszkaliśmy na 10 piętrze. Gdy był alarm, to musieliśmy przechodzić na drugą stronę ulicy do piwnic polikliniki, gdyż nasz budynek ich nie posiadał. To było strasznie męczące. Przychodziło tam połowę ludzi z naszego rejonu. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się na „rodzinny wyjazd”.
Najpierw wyjechała moja synowa z dwójką dzieci (obecnie są w Warszawie, przygarnęła ich polska rodzina). Syn został, by walczyć. Następnie 28 lutego wyjechał zięć z całą rodziną, bo według prawa, mając czwórkę dzieci, mógł wraz z nimi opuścić Ukrainę. Zabrali najpotrzebniejsze rzeczy i samochodem pojechali do Lwowa i tam zatrzymali się u swoich znajomych.
Ja z moim mężem jechałam przepełnionym pociągiem z Kijowa i dotarłam do Lwowa 8 marca. Ze stacji odebrał nas zięć i zawiózł również do ich znajomych. Tam przenocowaliśmy i wieczorem 9 marca wszyscy razem pojechaliśmy na granicę ukraińsko-polską, skąd po długim czekaniu, skierowaliśmy się na Warszawę.
Po drodze zatrzymaliśmy się w hotelu na nocleg. Dotarliśmy do Warszawy i nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie się udać, by odpocząć. Ze względu na dzieci znów zatrzymaliśmy się w hotelu. Niestety, nie zdawaliśmy sobie sprawy, ile za ten pobyt zapłacimy. Po dwóch dniach stwierdziliśmy, że dla naszej ośmioosobowej rodziny jest to niemożliwe, byśmy dalej pozostali w hotelu.
Na szczęście, dobrzy ludzie skierowali nas do waszego Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, do którego przyjechaliśmy 12 marca. Dziękujemy za ciepłe przyjęcie, za to, że mamy gdzie spać, co jeść i że zaopatrzyliście nas w potrzebne rzeczy. Mam nadzieję, że wkrótce uda nam się znaleźć jakieś mieszkanie, pracę…
Nadia,
mama Oleksandra
—
12 marca z Kijowa przyjechała do nas ośmioosobowa rodzinka: Oleksandr (38 lat), jego żona Anna (37 lat) i czwórka ich dzieci: Oleksandr (17 lat), Tatiana (10 lat), Artem (4 lata) i Vladislav (2 lata) oraz rodzice Anny: Siergiej (70 lat) i Nadia (62 lata).
Niestety w Warszawie nie udało znaleźć się mieszkania dla tak licznej rodziny, dlatego zaproponowaliśmy im wyjazd do Ełku. Tam, przez pośrednictwo salezjanów, udało nam się załatwić dla nich trzypokojowe mieszkanie. Z radością przyjęli naszą propozycję i 17 marca wyruszyli do Ełku. Późnym popołudniem otrzymaliśmy od nich telefon z wyrazami wdzięczności, byli już na miejscu. I tym razem Jezus, Maryja i św. Józef nas nie zawiedli!
Fot. Alberto López Herrero