Na zakończenie Tygodnia Misyjnego mamy dla Was dobrą wiadomość z Wenezueli – s. Marzena Kotuła dotarła do misji w amazońskiej wiosce Mavaca razem zakupionymi dzięki Wam panelami solarnymi.

Misjonarka w środę rano wyruszyła z Puerto Ayacucho w dalszą część podróży, by dostarczyć na misję panele solarne i zapasy dla wspólnoty. Nie doczekali się samolotu — sytuacja w kraju jest trudna — więc zapadła decyzja: płyną! Wszystkie pozwolenia udało się zdobyć (aż z trzech urzędów), ale zanim mogli ruszyć, jedno z nich zdążyło już wygasnąć. Jak mówi s. Marzena, to przypomina czasy dawnego komunizmu w Polsce.

Tydzień na rzece Orinoko okazał się prawdziwą przygodą. Każdego dnia o świcie wyruszali w drogę, a o zmroku zatrzymywali się na noc — raz na małej wyspie Isla de Ratón, gdzie siostry salezjanki prowadzą szkołę i internat. „…Ale wiadomo, cała barka załadowana ładunkiem, nie możesz iść spać tam. Także spaliśmy w naszych hamakach na barce, ale mogliśmy iść do łazienki i się wykąpać.” – dodaje misjonarka. Innym razem przy brzegach rzeki, przywiązując łódź do powalonych drzew. Spali w hamakach, otoczeni dźwiękami selwy — ptaków, owadów i szumu wody. To, jak podkreśla siostra, było naprawdę nieziemskie doświadczenie.

Podczas podróży gotowali na barce – raz dziennie ryż lub makaron z konserwą z sardynek. Wokół nich rozciągała się tylko selva, selva, selva — zielona, bezkresna i potężna.

Nie obyło się bez trudności. Paliwo w tych rejonach to prawdziwy skarb — nieraz brakowało go zupełnie, trzeba było prosić ludzi w wioskach, by sprzedali choć kilka litrów. „W jednej wiosce kupiliśmy jakieś 10 litrów – cudem nam wybłagali. W innej czekaliśmy chyba z 3–4 godziny, chodzili od domu do domu, bo tu wiadomo, wszystko na lewo. Wytargali 63 litry w takim bidonie. Płynęliśmy z najmniejszą prędkością, jaka była możliwa, żeby zużywać jak najmniej paliwa.” Dzięki Bożej opiece i życzliwości spotkanych osób udało się jednak dopłynąć do celu.

Po tygodniu podróży, w poniedziałek późnym wieczorem, s. Marzena dotarła do Mavaca. Pomogli jej przyjaciele z plemienia Yanomami, którzy rozładowali cały ładunek: panele solarne, ciężkie baterie (każda ważąca około 60 kg), materiały do szycia dla kobiet, nici do robienia hamaków oraz zapasy żywności dla szkoły i wspólnoty — ryż, mąkę, makaron, cukier, mleko. To, co kobiety szyją z przywiezionych materiałów, sprzedają w handlu wymiennym – za ryby, owoce i inne produkty, które trafiają do szkolnej jadalni. Niestety, nie udało się przywieźć jedzenia na cały rok, bo w wikariacie zabrakło środków. Zapasy starczą im do stycznia.

To wszystko stało się możliwe dzięki pomocy Darczyńców. Dzięki nowym panelom solarnym misja będzie mogła zasilać budynki, szkołę i pracownię dla kobiet, ale też korzystać z internetu, by utrzymać łączność ze światem. Salezjanki z Austrii zakupiły dla misji w Mavaca i Esmeralda system Starlink, który umożliwia dostęp do sieci w sercu dżungli.

Jak podkreśla s. Marzena, to dzięki wsparciu ludzi dobrej woli światło dociera dziś do amazońskiej dżungli.