Drodzy przyjaciele, zdaje się że to było tak niedawno, a to już minęło 4 lata od mojej służby w ośrodku ks. Bosko.
Myślę, że nadszedł czas do zrobienia refleksji i podzielenia się z Wami naszą codzienną sytuacją i służbą dla naszych podopiecznych w szczególności tych najmłodszych, których niejednokrotnie życie nie było usłane różami, a wręcz przeciwnie. W tak młodym wieku doświadczyli dużo niesprawiedliwości i to szczególnie ze strony dorosłych, tych którzy powinni o nich dbać.
Dziś po trzech latach doświadczenia i służby, mogę powiedzieć, że nie jest to łatwa służba, ale daje dużo satysfakcji w szczególności, kiedy czuje się człowiek potrzebny, a służba dla drugiej osoby tej najbardziej potrzebującej daje radość, ale i też widzi się, że nie idzie ona na marne, ale przynosi konkretne owoce wychowawcze. Wcześniej przez jeden rok byłem odpowiedzialny za Hogar Barrio Juvenil. Przebywają tam chłopcy w wieku od 14 lat wzwyż. Celem tego ośrodka jest nauczenie młodego człowieka zawodu i przygotowanie do dorosłego życia w społeczeństwie. Funkcjonuje tam stolarnia, piekarnia jak i gastronomia, ale to nie wszystko. Młodzi mogą zdobywać zawody w innych dziedzinach, praktykując w różnych warsztatach. Zarobione fundusze składają w biurze naszej administracji i gdy przychodzi czas rozstania się z ośrodkiem, mają zgromadzoną odpowiednią pulę funduszy, by próbować zacząć życie samodzielnie jako dorośli ludzie. Przychodzą tu chłopcy młodzi, zbuntowani i nie od razu zaczynają się zmieniać jak myśli wielu nas dorosłych. Jeśli ktoś przez długi okres czasu żył na ulicy nie mając środków do przeżycia, to nauczył się kombinować by przeżyć. Potrzeba dłuższego czasu by się zaadoptował i zaczął zmieniać swe postępowanie. Zmiany są powolne, ale widoczne. Dwa lata temu jeden z wychowanków zdobył pierwsze miejsce w nauce w szkole państwowej, otrzymał premię pieniężną i postanowił dalej kontynuować naukę na uniwersytecie. Inni też starają się iść jego przykładem. Nawet dla tych kilku młodych osób warto poświęcać swój czas.
W innym Ośrodku „Mano Amiga” przebywają dzieci mieszane w wieku od 6 do 13 lat i jest to ośrodek przejściowy. W większości przebywają tu rodzeństwa, więc by nie przeżywały większej traumy, staramy się ich nie rozdzielać. Mam częstą okazję rozmowy indywidualnej z większością z nich i mniemam, że nie jeden z nas nie mógł by unieść tak trudnego bagażu życia jaki oni doświadczyli. Molestowania seksualne, maltretowania, wykorzystywanie do żebractwa na ulicach i wielu innych. I tu rodzi się pytanie: Czym oni zasłużyli na takie traktowanie? To ich wina, że znaleźli się w takiej sytuacji? Gdzie są odpowiedzialni za ich wychowanie?
Inny ośrodek to „Hogar Don Bosco”, tu przebywają sami chłopcy od 6 lat do kilkunastu. Podobna sytuacja jak w poprzednim ośrodku. Chłopcy niepotrzebni, niechciani przez rodziców, a jeśli już to większość z nich ma rodziców nieprzystosowanych do wzięcia na swe barki odpowiedzialności wychowawczej. „Czy chcesz wrócić do rodziców” – pytam jednego z nich. „Tu mam kolegów, przyjaciół, mam ubiór, mam co zjeść, a w domu było ciężko – odpowiada. Na początku próbowałem z ośrodka uciec, ale teraz już nie. Tu mogę się spokojnie uczyć i dorastać. Takie lub podobne odpowiedzi słyszy się od wielu z nich.
Kolejny ośrodek to „Techo Pinardi”. Tu przebywa mała garstka chłopców tych najbardziej młodych „zbuntowanych”, doświadczonych szczególnym losem jaki przynosi ulica. Alkoholizm, narkomania, kradzieże. Bo tu trafiają właśnie chłopcy ulicy. Z tego dołu życiowego jest ciężko wyjść na prostą, jeśli im nikt nie poda przyjacielskiej ręki. Taką właśnie pomocną dłoń znajdują tu. Są odpowiedzialni wychowawcy i cała kadra, która stara się ich zrozumieć i na ile dyktują możliwości, pomóc. Większość z nich nie uczestniczy w zajęciach szkolnych i mają bardzo duże braki wychowawcze. Tu przynajmniej mogą starać się przystosowywać do życia w normalnym środowisku, uczestnicząc w wielu przygotowanych dla nich warsztatach: spawalniczym, gastronomicznym, stolarskim.
Od nowego roku Przełożeni przeznaczyli mnie do innej służby w innym miejscu. W miasteczku Montero, w dzielnicy Muyurina. Mamy tu przedszkole, szkołę podstawową, średnią, Akademię inżynierii rolniczej i od tego roku szkolnego otwieramy Uniwersytet rolniczy. Powierzono mi czuwanie nad tym wszystkim. Do tego jeszcze jestem odpowiedzialny za region Santa Cruz północ, za całą gałąź salezjańską. Na razie są wakacje, więc z przerażeniem patrzę na przyszłe obowiązki. Czy żałuję odejścia? Raczej nie, nasze przeznaczenie to być potrzebnym tam, gdzie mnie poślą i realizować powierzone nam zadania. Nie mniej jednak w każdym miejscu zostawiamy cząstkę naszego serca, nasze zaangażowanie, przyjaźnie. Bo jeśli ktoś będzie ciebie pamiętał i wspominał to nie z tego powodu, że byłeś dyrektorem czy pełniłeś inną ważną rolę, lecz będą ciebie wspominali, jakim byłeś człowiekiem.
Reasumując wszystko, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że warto poświęcać dla innych czas i warto dawać siebie.
Ks. Andrzej Borowiec SDB,
Misjonarz w Boliwii