Rozmowy o wierze
13 października
Dzisiaj doświadczam porannego wstawania w Domu Magone. Kazali mi nastawić budzik na 4.30. Gdy zaczyna rozbrzmiewać muzyka budzę się tylko ja i osoba śpiąca najbliżej mnie. Potem o 4.45 wstają chłopcy z grupy, która gotuje. Nastawiają wodę na ryż, robią taki rozgotowany. O 5.30 wstaje reszta, bo za pół godziny zaczyna się modlitwa i śniadanie. O 7.30 wszyscy chłopcy są w swoich szkołach. Cześć z nich chodzi do naszej zawodówki, inni do okolicznych szkół.
Przede mną kolejna wyprawa do urzędu. Dziś rano pojawiam się w Fiskusie z plikiem wymaganych dokumentów. Staram się zachować spokój, bo czuję zdenerwowanie, brak sympatycznej urzędniczki z wczoraj, jakiś młody zajadający swoją zupkę, niby szef sekcji, a zakręcony… „Proszę usiąść” – pada komenda od Pana będącego najbliżej wejścia. Wymiana tradycyjna początkowych pozdrowień. „To ksiądz z Ankofafa” – wyjaśnia szef i mój sąsiad, który prosi mnie o modlitwę. Po krótkiej modlitwie zaczyna serią pytań. O dziwo pytania nie dotyczące naszych dokumentów, ale spraw wiary i moralności. Czuję, że urzędnik spotkał się kiedyś z nieuczciwym księdzem. Brak wierności i uciekanie od odpowiedzialności mężczyzn jest tutaj dużym problemem. A „przecież z wiernością księdza wobec swojego powołania, jest jak z Pana wiernością do małżonki. Trzeba dbać o bycie wiernym, robić często postanowienie pozostania do końca” – mówię. Katecheza trwa dobre pół godziny, kiedy urzędnik z sąsiedniego biura zabiera dokumenty i muszę zostawić mojego rozmówcę. Kiedy wracam po pół godziny do tego samego biura z nadanym numerem fiskalnym, urzędnik kontynuuje z żartem dalszą rozmowę. Podziękowania z jego strony mnie zaskoczyły. Siedzimy i rozmawiamy, tak po prostu. Poranek mija, a ja nie mam obiecanej karty, ale może jednego nawróconego zza biurka?
Ks. Tomasz Łukaszuk
Madagaskar