Obecnie pracuję we Francji – opowiada Wiktor. Gdy tylko mój syn, który ma 28 lat, z przerażeniem powiadomił mnie o ich sytuacji na Ukrainie, natychmiast zacząłem działać, aby umieścić bliskich w bezpiecznym miejscu.
W naszym mieście, w Żytomierzu, zaczęły się bombardowania, a mieszka tam moja żona Tatiana, nasz syn i jego żona Masza razem z moim wnuczkiem Dawidem, a także teściowa syna, Zofia.
2 marca mój syn zawiózł rodzinę na granicę polsko-ukraińską. Tam odbyło się nasze spotkanie, pełne emocji, w uściskach i łzach. Niestety syn musiał pozostać, a ja, własnym samochodem udałem się w dalszą podróż, żeby znaleźć bezpieczne miejsce.
Tak dojechaliśmy do Warszawy, do Centrum Wielokulturowego. Otrzymaliśmy tam nocleg i niezbędną pomoc. 6 marca zostaliśmy przyjęci do waszego Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, za co jesteśmy wdzięczni, choć marzymy, by ze względu na moją synową i małego Dawidka mieć jakiś większy kąt, mieszkanie.
Wiktor, mąż Tatiany i teść Maszy
—
Masza (26 lat) i jej syn Dawid (1,5 roku), Tatiana (62 lata) i Zofia (82 lata) zostali zmuszeni do ucieczki z bombardowanego Żytomierza. Trafili do nas na początku marca. Widząc ich trudne położenie, zaczęliśmy szukać dla nich mieszkania. Dzięki kontaktom między salezjanami pracującymi w Polsce i zagranicą dotarliśmy do człowieka z Niemiec, który informował niedawno, że może przyjąć pięcioosobową rodzinę z Ukrainy! I stało się! Oferta była nadal aktualna. Czekał na nich dom z kuchnią, łazienką i trzema sypialniami do dyspozycji przez cały rok!
7 marca szczęśliwa rodzinka opuściła nasz ośrodek i udała się w podróż, a następnego dnia dojechała do celu! Są to małe cuda, których doświadczamy! Cieszymy się, że mogliśmy pomóc!
To kolejna historia rodziny, której pomogliśmy.
Fot. UNIAN