Siostra Henryka na misjach pracuje już 45 lat, z tego 31 lat na Kubie. Wcześniej pracowała na Dominikanie i Puerto Rico. Była pierwszą polską misjonarką, która wyjechała na Kubę.

Obecnie posługuje w Guanabacoa na peryferiach Hawany, gdzie jest od 2004 roku. Odpowiedzialna jest za dom rekolekcyjny. W jej wspólnocie jest 5 sióstr. Dyrektorką jest siostra z Dominikany. S. Anna Łukasińska, Polka, jest ekonomką. Za dzieci oratoryjne i żłobek odpowiada siostra z Meksyku. Najstarszą siostrą we wspólnocie jest s. Lupita, Meksykanka, ma 86 lat – siostra od spraw niemożliwych. „Tylko ona potrafi rozwiązać wiele spraw. Ma dar. Umie zagadać, umie dotrzeć do serca człowieka.” – mówi s. Henryka, co na Kubie jest niezwykle cenne.

Salezjanki na Kubie prowadzą oratorium dla dzieci w soboty. Organizują dla nich dojazd, katechezę, naukę śpiewu, zabawy i poczęstunek. Od kiedy powstał plac zabaw, liczba uczestników wzrosła nawet do ponad 100 dzieci. Wiele z nich przychodzi głodnych – często od razu pytają o podwieczorek. Do tej pory były to tylko dwa ciastka, obecnie planowane jest dawanie bardziej treściwego posiłku, jak spaghetti, które dzieci podczas Bożego Narodzenia zjadały z apetytem. Rodzice nie są w stanie zapewnić dzieciom słodyczy ani odpowiedniego jedzenia – kupują twarde, bezsmakowe ciastka chlebowe z wody i mąki. Pomocą służy Caritas kubański, dzieląc się otrzymanymi produktami.

Salezjanki prowadzą także żłobek dla 80 dzieci i dom rekolekcyjny. Aby się utrzymać, prowadzą gospodarstwo – hodują świnie, krowy, owce, kury i uprawiają ziemię. Dzięki temu mogą wyżywić dzieci i przyjmować grupy.

Kuba znajduje się w bardzo trudnej sytuacji społeczno-gospodarczej: brakuje jedzenia, prądu, paliwa. Transport jest sparaliżowany. Ludzie czekają godzinami, dniami na paliwo. Protestują codziennie – wychodzą na ulice z telefonami zamiast świeczek, domagają się jedzenia, prądu i wolności. Społeczeństwo jest zdesperowane, władze reagują represjami, ale protesty nie ustają. Młodzież masowo emigruje, głównie do USA. Dawniej latem dom rekolekcyjny salezjanek był pełen młodzieży – dziś już nie. Kościół katolicki nie ma finansowego wsparcia. Dotychczasowa pomoc z zagranicy (np. z Niemiec) została znacznie ograniczona. Parafie są ubogie – nie otrzymują ofiar, księża odprawiają msze bez żadnych darów pieniężnych. „Nie ma czegoś takiego jak zamawianie Mszy świętej z ofiarą. Przychodzi ktoś, zamawia Mszę, ksiądz zapisuje, ale nie dostaje nic. Nie wiadomo, czy zapłacą za prąd w kaplicy. Żadna parafia teraz nie ma środków na wsparcie jakiejkolwiek grupy czy opłacenie czegokolwiek.” – opowiada misjonarka.

Pomimo trudności, siostry kontynuują swoją misję – oferując dzieciom opiekę, wychowanie, duchowe wsparcie i jedzenie. Rodzice są wdzięczni za ich pracę.

Siostrze Henryce dziękujemy za świadectwo wiary i zaangażowanie w pracę misyjną. Życzymy błogosławieństwa Bożego i opieki Wspomożycielki Wiernych.