Rdzawo-czerwona ziemia, brązowe domy pokryte strzechą i zielone masato popijane z miseczek. Biali ludożercy spadający z nieba, amazońskie Hawajki i katoliccy szamani. To tylko niektóre tajemnice, jakie kryje w sobie dżungla.
Amazońska dżungla to jedno z nielicznych miejsc na ziemi, które wygląda, jakby zatrzymało się w nim kilka epok na raz. Bardzo wyraźnie widać to w peruwiańskim miasteczku San Lorenzo, które leży nad jednym z dorzeczy Amazonii. Idąc brzegiem Marañón mija się domki pokryte strzechą, kobiety piorące w rzece i noszące niemowlęta w chuście. Dziewczynki noszą kosze z owocami na głowie, a chłopcy dźwigają na plecach całe gałęzie bananów. Przy każdym domku pokrytym liściastym zadaszeniem zacumowana jest peque-peque. To długa łódź wystrugana z pnia drzewa, najpopularniejszy środek transportu.
Trochę dalej, na głównym placu San Lorenzo znaleźć już można drobne sklepiki i zakłady usługowe, a nawet siedzibę banku i kafejkę internetową. Prąd jest tylko w określonych godzinach, ale elementy zachodniej cywilizacji widać na każdym kroku. Poza kilkoma wyjątkami (np. plemieniem Kawahiva) rdzenni mieszkańcy Amazonii nie żyją już tak, jak ich przodkowie. Nie zastanie się ich codziennie tańczących wokół ogniska, a pióropusze zakładają tylko od święta. Mieszkańcy San Lorenzo i innych miasteczek chodzą ubrani w T-shirty i spodnie. Po przodkach zostały im tylko charakterystyczne rysy. Mają czekoladowe twarze z wydatnymi ustami, płaskim nosem i oczami w kształcie migdałków.
Kościelna wieża w sercu dżungli
W San Lorenzo mieści się siedziba misji salezjańskiej. Murowany kościół z wieżyczką wybija się na tle glinianych indiańskich domów. W środku znaleźć można rekwizyty w klimacie typowym dla otoczenia – krzyże z liści bananowca, wizerunek Chrystusa-Indianina i śpiewniki w języku shawi-castellano (językiem shawi posługuje się lokalna społeczność, a castellano to peruwiańska odmiana hiszpańskiego). To tutaj, na terenie parafii zajmującej ponad 22 tysiące km2, pracuje trzech salezjanów, dwóch Polaków i jeden Peruwiańczyk. Ksiądz Roman Olesiński, który mieszka w Peru ponad 40 lat, z czego 15 w dżungli, jest proboszczem parafii. Od 12 lat pomaga mu ksiądz Józef Kamza, a od niedawna również ksiądz Samel Zamalloa. Ksiądz Józef zajmuje się ewangelizacją poza terenem placówki – odwiedza indiańskie społeczności, w których głosi Słowo Boże i udziela sakramentów. Podobną posługę w strefie przygranicznej, która nie należy do parafii, ale obejmuje teren Salezjańskiej Misji w Amazonii, realizują ksiądz Diego Clavijo z Ekwadoru i ksiądz Nelso Vera z Peru.
Ludożercy o bladych twarzach
Wioski położone głęboko w dżungli, które odwiedza regularnie ksiądz Józef, zamieszkują plemiona Shawi, Awajun, Kandozi i Chapra. Aby tam dotrzeć, misjonarz musi płynąć wiele godzin (a czasem wiele dni) na łódce, niezależnie od pory suchej czy deszczowej i padającego codziennie deszczu równikowego. Drewniana łódź o nazwie peque-peque zrobiona z pnia drzewa staje się na wiele tygodni jego drugim domem. Podczas długich godzin w podróży misjonarz zbiera siły na ewangelizację rdzennych mieszkańców Amazonii, która nie zawsze jest łatwa. Plemiona mają swoje dialekty, wierzenia i tradycje. Maleńkie wioski są rozsiane po całej prowincji, często w bardzo dużych odległościach od siebie.
Największego trudu wymaga zawsze ewangelizacja nowych plemion. Indianie, ze względu na doświadczenia z przeszłości kolonialnej, bardzo nieufnie podchodzą do białych ludzi, szczególnie tych, którzy naruszają ich terytorium. Ma to swoje podłoże także w legendzie o pelacaras, czyli pojawiających się znikąd ludożercach. Według lokalnych opowieści, przybysze Ci mają ogolone głowy, blade twarze i spadają na Ziemię razem z gwiazdami. To właśnie z nimi byli utożsamiani pierwsi Europejczycy, którzy pojawili się na terenach Amazonii. Na szczęście ten mit powoli odchodzi w zapomnienie i misjonarze nie są już witani przez dwudziestu mężczyzn z napiętymi łukami (taka sytuacja przytrafiła się księdzu Diego na początku jego posługi). Mimo to nawiązanie relacji wymaga czasu, niezwykłej delikatności i otwartości ze strony misjonarza.
Rytuały wciąż żywe
Reprezentantów różnych szczepów można odróżnić po wyglądzie i charakterystycznych strojach. Na przykład Indianki z plemienia Kandozi mają czarne, grube, długie włosy z idealnie prostą grzywką a’la Kleopatra, która prawie zasłania im oczy. Matrony są otyłe, noszą kwieciste sukienki we wszystkich kolorach tęczy i kolorowe naszyjniki.
Wśród mieszkańców dżungli są pewne zwyczaje, które przetrwały do dziś. Jednym z nich jest popijanie masato – napoju, który wyglądem przypomina zielony, papkowaty koktajl. W rzeczywistości to indiańska wersja alkoholu, który przygotowują tylko kobiety. Indianki przeżuwają korzenie juki i wypluwają przeżutą zawartość do naczynia. Kontakt ze śliną przyspiesza proces fermentacji, dzięki czemu po dwóch-trzech dniach masato jest już gotowe do spożycia. Innym rytuałem jest stosowanie rośliny o nazwie ahuayasca. Szamani wykorzystują ją, aby połączyć się z duchami przodków. Halucynacje, które pojawiają się podczas transu, traktowane są jako wizje przeszłości i przyszłości.
Katoliccy szamani
Obecnie większość plemion żyjących w regionie Loreto przyjęła religię katolicką. W każdej katolickiej społeczności w dżungli jest animator, który ewangelizuje w zastępstwie księdza, przygotowuje do sakramentów, odprawia Liturgię Słowa. W indiańskiej hierarchii animator ma pozycję podobną do dawnego szamana. Indianie wierzą bowiem, że dopóki człowiek nie jest ochrzczony, mieszka w nim diabeł. Chrzest jest traktowany jako coś w rodzaju magicznego obrzędu, który wypędza złe duchy. Animator jest natomiast pośrednikiem, który poprzez przygotowanie do sakramentu chrztu uczestniczy w tym obrzędzie.
Amazońska dżungla to miejsce, które nie przypomina niczego, co możemy zobaczyć w Europie. Nie wygląda też już tak dziewiczo jak w czasach sprzed odkryć geograficznych. Cywilizacja położyła na niej swoje macki jak ogromna ośmiornica, której nie da się pokonać. Mimo to Indianie zachowali swoją tożsamość, a ich wierzenia i tradycje stale przeplatają się z tradycją chrześcijańską.
Dorota Pośpiech