Prowincja Luapula na północy Zambii, w której się znajdujemy, jest najbiedniejszą i jedną z najbardziej protestanckich w całym kraju. Te elementy dobrze wziąć pod uwagę, kiedy obserwuje się w jaki sposób ludzie przeżywają tu czas Bożego Narodzenia.

 

Bieda jest tu na prawdę duża: wiele osób je codziennie tylko jeden posiłek. Bezrobocie jest na poziomie 80 procent. Większość ludzi żyje dzięki uprawie kukurydzy na swoich poletkach i różnym dorywczym pracom sezonowym takim jak: wyrób węgla drzewnego, połów ryb w lokalnej rzece, sprzedaż grzybów, gąsienic, a także owoców i warzyw: bananów, mango, awokado oraz pomidorów, cebuli i manioku. By świętować trzeba mieć za co. Wielu ludzi będzie odkładać środki na to by kupić na posiłek świąteczny trochę ryżu i kurczaka. Jeżeli to się uda to będzie wielkie święto. Na co dzień ludzie jedzą nshimę czyli ubwali – taką papkę zrobioną z ugotowanej mąki kukurydzianej. Czasem do tego dołożą kapentę czyli małe, usmażone w całości rybki. Do tego będzie soupu czyli sos pomidorowy albo zielone ugotowane liście: dyni, manioku, kapusty pekińskiej. Aspekt ekonomiczny w tym świętowaniu jest niezwykle ważny, bo tu po prostu z racji na biedę świąt nie widać. Ludzie jak co dzień doglądają swoich malutkich interesów lub pracują w polu by mieć co do garnka włożyć. Świętowanie jest tutaj luksusem, na który może sobie pozwolić niewielu.

Kwestia protestantyzmu w naszej okolicy łączy się z tym, że zwyczaje świąteczne wciąż są stosunkowo świeże. Mutomboko czyli święto króla wioski będzie wielką tygodniową fetą bo ludzie świętują też wtedy swoje korzenie, czyli coś co trwa kilka dobrych wieków, a nie kilka dziesięcioleci. Katolicyzm jest tu jeszcze słabiej zakorzeniony niż protestantyzm i to także wpływa na przeżywanie świąt.

Święta tu to tak naprawdę dwa dni, a dokładniej wieczór 24-go i poranek 25-go grudnia. Najczęściej koło 19:00 w kościele jest przedstawienie świąteczne, coś a la nasze jasełka. Często organizują to miejscowi liderzy parafialni i angażują w to dzieci i młodzież. Są kolorowe stroje i dużo muzyki, bo tu w ten sposób wyraża się radość. Wśród widowni jest wiele dzieci, bo tu nie ma kina, telewizji czy teatru i takie coś to jest wielkie SHOW i wielkie WOW. Potem jest uroczysta Msza święta. W końcu są bębny i gitary, bo cały Adwent ich nie było. Jest muzyka to są i tańce, szczególnie podczas uroczystej i rozbudowanej procesji z darami. Całość to minimum 3 godziny. Kiedy wychodzimy z kościoła wielu ma na twarzy uśmiech.

W samo Boże Narodzenie jest tylko jedna Msza święta – najczęściej koło 10:00 rano. Jest ona uroczysta, z procesjami, tańcami i kadzidłem. Chór jest elegancko ubrany a Stella (grupa dziewczynek tańcem uwielbiająca Boga) jest niezwykle aktywna w swych białych strojach. Kościół pęka w szwach i wylewa się z niego radość, śpiew i muzyka.

Po powrocie do domu szybko wracamy do codziennej rzeczywistości. Problemów nie brakuje i trzeba je ogarniać.

ks. Jacek Garus
Misjonarz w Kazembe, w Zambii