Upadamy. Każdego dnia. Mamy mnóstwo słabości. Wiele niedociągnięć. Czasem zastanawiam się, dlaczego akurat mnie Bóg posłał na misje. Nie jestem wystarczająca. Często zawodzę. Tyle jest we mnie do zmiany.
Upadają moje dzieci
Ostatnio widzę więcej. Patrzę z mniejszym współczuciem na podarte ubranka i bose stopy. Przyzwyczaiłam się. Zauważam coraz więcej ich słabości. Chłopcy biją dziewczynki. Starsi biją maluchy. Z zazdrości drą sobie nawzajem rysunki. Często sprawiają sobie przykrość. Nie chcą się dzielić.
Gdy nie daję kolejnej kolorowanki, w moją stronę idzie fala nieprzyjemnych komentarzy w lokalnym języku nyanja. Czasem kradną. Wyśmiewają się z siebie nawzajem. Nawet ci, po których bym się tego nie spodziewała.
Upadają mieszkańcy Chilulu
Gdy przechodzimy przez dzielnicę, w naszą stronę kierowane są liczne komentarze. Nie wiemy co znaczą. Ale gdy grupa 10 osób zaczyna się śmiać, możemy się tylko domyślić…
Gdy nasze dzieci widząc nas nie wybiegają na przeciw by się przywitać, wiemy już doskonale o co chodzi. Wstydzą się. Bo znowu są pobite…
Upadają nauczyciele
Ustalamy z kadrą nauczycielską naszą pracę na wakacje. Będziemy prowadziły kursy komputerowe przez pięć godzin dziennie. Gdy przychodzi dzień pierwszej lekcji, sytuacja wygląda jakby rozmowy nie było. Nikt nas nie potraktował poważnie. Ostatecznie możemy dostać jedną godzinę, tę w której akurat nie ma prądu…
I ja upadam. Każdego dnia
Tracę szybko cierpliwość. Widzę jaka jestem niesprawiedliwa i niekonsekwentna. Nie dotrzymuję obietnic. Nie chce mi się. Wątpię, oceniam, wstydzę się przeciwstawić złu. I tak w kółko.
Ale jest On! Który daje nam nowe oczy. Byśmy patrzyli z miłością na drugich. Który uczy wybaczać. Który każdego dnia naprowadza nas na właściwą ścieżkę. I utwierdza nasze kroki. Który działa. W każdym momencie.
Pan podtrzymuje wszystkich, którzy padają,
i podnosi wszystkich zgnębionych.
Ps 145, 15
Odnajduję Boga w tych samych dzieciach.
Gdy Joseph biegnie 500 metrów za nami, by oddać pół świecowej kredki, która została w sali. Gdy starsi pomagają młodszym przejść po linie. Gdy Miriam siedzi przez całe oratorium przed salą, bo akurat jej młodszy brat Jacob zasnął i nie chce go budzić hałasem. Całując go jednocześnie w czoło z taką czułością, jakiej nigdy nie widziałam. Gdy mała Gerthrude myje moje klapki, które zostawiłam gdy skakałam na boso przez skakankę.
A gdy na ” Ojcze nasz” zamykają oczy i przysłaniają twarze dłońmi, by jeszcze bardziej móc się wczuć w modlitwę. Czuję, że każde wypowiedziane w tym momencie słowo, leci prosto do samego Boga.
Odnajduję Boga w tych samych mieszkańcach Chilulu.
Gdy każdego dnia pozdrawiają nas z drugiego końca ulicy, życzą miłego dnia i dobrego czasu w Zambii. Gdy mama przychodzi do oratorium, by zobaczyć jak spędzają czas jej dzieci.
Raz widziałam ojca, który w taczce wyłożonej gąbką woził trójkę swoje małe dzieci. Maluchy miały przy tym niezły ubaw, a on śpiewał im piosenkę. Na początku śmiałam się z tego widoku. Potem uświadomiłam sobie jak mało ten człowiek ma, a jak wiele daje.
Odnajduję Boga w tych samych nauczycielach.
Kiedy pytają się każdego dnia, czy nie jesteśmy zmęczone i dziękują za naszą obecność. Kiedy tłumaczą po zajęciach uczniom jeszcze raz temat.
I we mnie Bóg działa.
Gdy otwiera moje oczy bym wśród setki dzieci potrafiła dostrzec te, które najbardziej potrzebują w tym momencie przytulenia.
Gdy otwiera moje serce na mieszkańców Chilulu i teraz droga ze szkoły do domu zajmuje dwa razy więcej czasu, bo znajdujemy czas na rozmowę, zagranie w warcaby lub przytulenie każdego dziecka.
Gdy daje mi cierpliwość, bym po raz piąty tłumaczyła uczniom jak się kopiuje i wkleja tekst w programie komputerowym. A gdy przytulam te brudne, czasem obsikane, często z grzybicą na głowie dzieci to Jezus uczy mnie najpiękniejszej miłości. Miłości pomimo.
Anna Musiał
Lusaka, Zambia