Ośrodek to DOM

Salezjański Ośrodek Misyjny to dom dla misjonarzy przygotowujących się do wyjazdu, „zjeżdżających” na stałe do Polski, a szczególnie to dom dla tych, co powracają do „przeglądu”. Przyjeżdżają, by podreperować swoje zdrowie, nabrać nowych sił, podleczyć zęby, odwiedzić rodzinę i bliskich, spotkać się z Darczyńcami czy też przedłożyć swoje nowe plany i projekty do dalszej pracy na misjach.

Stąd powstały działy, które mocno się rozwinęły: Projekty Misyjne i Adopcja na Odległość. Poprzez kontakty (realne) misjonarzy z odbiorami, potrzebującymi stworzyła się potężna baza danych ludzi na całej ziemi. Powstała sieć powiązań, relacji ludzkich pomiędzy misjonarzami a Ofiarodawcami. To jest wielkie dzieło, to buduje pokój na świecie.

Podoba mi się to zdanie, że misje należą do istoty Kościoła, jego posłania misyjnego i poświęcenia się dla Dobrej Nowiny. Jak możemy pomóc misjom? Pomodlić się. Po drugie: pomodlić się i złożyć datek, „ofiarę”. Po trzecie: samemu udać się na misje. Nie trzeba wielkich przygotować, tak naprawdę liczy się żywa wiara, umiłowanie Kościoła, minimum zdrowia i dobre chęci. Pracy jest wiele, tu w kraju również, ale tam jestem o wiele bardziej potrzebny, z tym, co posiadam.

W 2002 r. powstał Międzynarodowy Wolontariat Don Bosco (MWDB). Ośrodek wyraźnie się odmłodził. Nastały „nowe czasy”. Wtedy w Angoli skończyła się wojna. Obecność świeckich mężczyzn i kobiet na placówkach misyjnych stała się coraz bardziej nieodzowna. Na misjach, już od dawna misjonarze współpracowali z miejscowymi świeckimi, szczególnie „katechistami” oraz świeckimi szafarzami Komunii Świętej. Przybycie wolontariuszy z rodzinnego Kraju nie naruszyło żadnych struktur placówek wręcz przeciwnie – dało to nowy impuls do wymiany doświadczeń w różnych specjalnościach, którym misjonarze już nie mogli sprostać. Mogli się, więc zająć swą misją głoszenia Słowa.

SOM to DOM

Dla mnie SOM, to Stała Opieka Misyjna. SOM to naprawdę DOM. Trochę może „przejściowy”, jak jakaś stacja kolejowa, jak port lotniczy, ale bardzo ważny. SOM daje „dobre wybicie się”, gdy chodzi o stworzenie klimatu i atmosfery przenoszącej w inną rzeczywistość, która czeka nas na misjach. W SOM-ie można normalnie mówić o naturze Kościoła, jego misyjnym zaangażowaniu, jak i o problemach współczesnego świata. SOM zachęca do otwartości mówienia i działania, zaradzania potrzebom, do ruszenia się z miejsca, wreszcie do poświęcenia swego życia dla innych. Zawsze podziwiam entuzjazm młodych, którzy nieraz „pchają się” na misje, czasem wydaje się, że jak „z motyką na księżyc”. Młodzi sami siebie ewangelizują. Podobnie jak młodzi w odradzającej się międzywojennej Polsce: „Gdzie twój mundur”, „A ty jeszcze nie w mundurze”, „Inni już dawno go noszą” – tak dziewczęta zachęcały swoich chłopaków. Dziś podobnie, młodzi mówią do siebie językiem gestów, czynów: „A ty gdzie byłeś na misjach”, który raz jedziesz, odważ się, Kościół cię potrzebuje, koledzy na ciebie czekają, możesz im wiele dać itp. Młodzi lubią konkrety. Po takim doświadczeniu służby drugiemu i dzięki własnemu wysiłkowi, młodzi pozostają na stałe „żywą tkanką” Kościoła.

Przed wyjazdem do Angoli zdobyłem doświadczenie w Albanii, gdzie byłem z wolontariuszami na wakacyjnym wyjeździe. Ten ich entuzjazm rozpalił we mnie na nowo zapał misyjny i wyjechałem na misje zostawiając parafię w Ełku, katechezę, ministrantów i inne grupy. Na misjach wszystko trzeba zaczynać od nowa. Dziś nie żałuję mojej decyzji. 10 lat poza granicami Polski nauczył mnie pokory i zrozumienia wielu spraw, a przede wszystkim jeszcze bardziej utwierdził mnie w wierze i w umiłowaniu Kościoła. Gdyby nie czynnik zdrowotny dalej pracowałbym na misjach. Wiem, że tam zawsze na mnie czekają.

Dziękuję!

Kochanym Darczyńcom i Dobrodziejom, Wszystkim Ofiarodawcom składamy nasze wyrazy podziękowania i wdzięczności za każdy Dar Serca; za modlitwy, cierpienia znoszone w ukryciu dla dobra tych, którzy otrzymali mniej materialnie ale za to zyskali więcej, bo znaleźli swe miejsce w sercach tylu ojców i matek, których nawet nie poznali osobiście, a którym zawdzięczają tak wiele. W ich imieniu, my misjonarze DZIĘKUJEMY. Zaś z naszej strony, jako rodacy dziękujemy za dar „Braterskiego Serca”, że dzięki Wam nie czuliśmy się ani samotni ani osamotnieni, lecz wsparci w naszym wędrowaniu z Dobrą Nowiną, a nieraz było pod prąd. Gdybyśmy czegoś, być może nie dopełnili, to przepraszamy, wybaczcie nam. Niech Dobry Ojciec Wszystkim wynagrodzi w Niebie!

ks. Paweł Libor