Marius dzisiaj ma około 12 lat. Dwa lata temu, a może nawet trochę wcześniej, przestał uczęszczać do szkoły, bo nie mógł chodzić.

 

Ma jakąś chorobę, trudno powiedzieć jaką i ją nazwać, niby coś związane z reumatyzmem, nawet byliśmy z nim w szpitalu. Dali lekarstwa, powiedzieli, że to jest silny reumatyzm i chłopiec nie dawał rady chodzić. Jeszcze na początku chodził o jednej lasce, potem dwóch, właściwie takich kijach, a potem przestał w ogóle chodzić.

Jedna siostra zauważyła, że Marius przestał chodzić. Powiedziała, że musimy coś z tym zrobić. Ojciec chłopca powiedział, że on nie wie, co to jest. Nie mają pieniędzy. Ma czterech synów. Wtedy z pielęgniarką ustaliłyśmy, że postaramy się jakoś pomóc. Będziemy go badać, obserwować i dawać lekarstwa, ale zauważyłyśmy też, że ta rodzina głoduje. Rodzice są niezaradni, nie dają rady wykarmić chłopców. Tata jest stróżem nocnym w szkole, ale zarabia niewiele. Zdecydowałyśmy, że chłopiec codziennie będzie u nas. Mieszka blisko, więc jak nie mógł chodzić, to przynosił go tata. Marius uczył się u nas, żeby nie zapomniał wszystkiego, co już się nauczył w szkole. Dostawał lekarstwa. Potem stwierdziłyśmy, że trzeba mu dawać jeść. Otrzymywał obiad, czasami śniadanie, ale zauważyłyśmy, że on nie zjadał wszystkiego, mówiąc, że już nie chce, bo się najadł. A to chodziło o to, że młodsi bracia patrzyli, kiedy on skończy jeść i dzielił się z nimi. Wtedy zwiększyłyśmy im porcję, żeby cała trójka mogła się najeść. Jeśli chłopiec nie będzie dobrze się odżywiał, to leki też nie pomogą. W międzyczasie niektórzy nam mówili, że trzeba zostawić, bo to ich sprawy związane z wierzeniami plemiennymi. Ojciec zawarł jakiś pakt i ofiarował tego chłopca. Wtedy zaczęłyśmy się też modlić za niego i zaczęłyśmy rozmawiać o wierze z ojcem. Tak powoli, powoli było lepiej. W międzyczasie udało nam się załatwić wózek, więc przyjeżdżał do nas na nim. Siostra pilnowała masaży i ćwiczeń, żeby Marius zaczął chodzić. Czasami nie chciał masaży, ale siostra nie poddawała się.

Dzisiaj już chodzi na nowo o dwóch kulach. Właśnie wrócił do szkoły. Ojciec kupił trochę zeszytów. Resztę my dokupiłyśmy i uszyłyśmy też ubranie dla niego. Jego rodzeństwo chodzi do szkoły państwowej, ale Marius został zapisany do szkoły prywatnej, bo jest najbliżej domu. Będzie tam chodził o kulach, a tata zaniesie jego tornister. Mamy nadzieję, że nadrobi zaległości, bo stracił dwa lata. Ma bardzo ładne pismo, ale niestety zapomniał trochę liter. Umówiłyśmy się z jednym nauczycielem, że będzie przychodził trzy razy w tygodniu na 45 minut, żeby ćwiczyć z chłopcem czytanie i pisanie liter.

Dzięki temu, że mamy przychodnię, to nasza wrażliwość na takie sprawy jest większa. Udało nam się tego chłopca spotkać i mu pomóc.

s. Małgorzata Tomasiak
Wybrzeże Kości Słoniowej

Więcej o kampanii “PRZYCHODNIA NA WYBRZEŻU” znajdziesz TUTAJ.