Kobieta ma zająć się domem i dziećmi. Zależna jest od mężczyzny, który ma kilka żon, bo w kraju panuje poligamia. To społeczeństwo naciska na zawieranie tradycyjnych ślubów, choć młodzi chcą już żyć inaczej. W południowej części kraju dochodzi jeszcze do obrzezania dziewczynek. Sytuacja dziewcząt i kobiet jest zupełnie inna jedynie w Luandzie, stolicy kraju.

Kobiety pomimo wielu trudności już od najmłodszych lat są bardzo sprytne i zaradne. Dziewczynki zajmują się zwykle młodszym rodzeństwem, umieją przyrządzić posiłek, zrobić zakupy, potrafią cały dzień sprzątać, zamiatać podwórko, są bardzo czysto ubrane, noszą przy sobie plastikowy woreczek z wodą, aby umyć twarz i stopy, gdy po drodze się okurzyły, chętnie się uczą, nie trzeba ich zachęcać. Gdy kobieta coś się nauczy, to zaraz przekazuje swą wiedzę młodszemu rodzeństwu, a potem swym dzieciom. W szkołach salezjańskich większość uczniów stanowią dziewczęta oraz młode matki z dziećmi na plecach. Można zaryzykować stwierdzenie, że inwestycja w kobietę angolską buduje całe społeczeństwo. Kobiety w Angoli są ładne, pewnego roku jedna była wybrana nawet na Miss Świata. Ale inne mamy nie cieszyły się z tego zaszczytu, mówiąc, że są ważniejsze sprawy dla nich niż jakieś tam konkursy modelek. Kolor skóry, brązowy jasny czy ciemny sprawia, że są dumne, wręcz tajemnicze, tak jak Madonna z Jasnej Góry. Zresztą, bardzo dobrze znają „swoją Matkę” Virgem Negra da Polonia, Matkę Bożą Częstochowską. Po latach bratobójczych walk tu trzeba też oddać hołd kobietom, matkom, bo to dzięki nim przetrwała wiara katolicka w Angoli, gdy wypędzono misjonarzy.

Niestety na południu kraju dochodzi jeszcze do przypadków obrzezania dziewczynek. Rodzice nie mogą przeciwstawić się, bo o władzę nad dziećmi sprawuje klan. Czasami zdarza się, że jakaś ciocia lub krewna uprzedzi dziewczynę o tym, że niebawem ma zostać obrzezana.

– Siostry zakonne starają się pomagać, tak jak mogą. Tradycje plemienne w Angoli są bardzo silne, więc trudno szybko zmienić podejście ludzi, szczególnie na wsiach. Pewnej nocy dziewczynka przybiegła do sióstr i gwałtownie pukała do drzwi. Powiedziała, że chce wstąpić do zakonu i to natychmiast. Siostry domyślały się, o co chodzi i zgodziły się ją przyjąć do siebie. Mogła u nich zostać na noc, ale następnego dnia musiały powiadomić najstarszą z klanu siostrę z tej rodziny, że dziewczynka jest u nich. Wyjechała ona do innej miejscowości, chodziła do szkoły, nie wstąpiła do zakonu, ale miała zapewniony czas wyciszenia i rozwoju – opowiada ks. Paweł Libor.

Co ciekawe w angolskiej rodzinie potomstwo należy do matki, a w rodzinie rządzi najstarsza siostra i to od niej zależy przyszłość wszystkich dzieci. Jednak pozycja kobiety w społeczeństwie nie jest zbyt dobra. Jest ona zależna od ojca, męża lub brata. Jeśli wyjdzie za mąż, to opiekuje się domem. Mieszka z dziećmi sama, bo mężczyzna ma kilka domów i zgodnie z tradycją kilka żon. W Angoli panuje poligamia. Przez tę zależność od mężczyzny jest bardzo duży nacisk na zawieranie tradycyjnych ślubów. Kobieta samotna jest szykanowana i musi być bardzo odporna na presję ze strony krewnych i sąsiadów.

– Znałem kobietę, która nie chciała brać ślubu i być kolejną żoną, ale bardzo jej dokuczano. Nie była odporna na krytykę i się poddała. Wyszła za mąż za policjanta, była jego piątą żoną. Urodziła dziecko, ale w wieku 3 lat zmarło – opowiada o życiu w Angoli ks. Paweł.

W Angoli młodzież bardzo wcześnie rozpoczyna współżycie. Jeszcze jako dzieci zaczynają zdobywać pierwsze doświadczenie w sferze seksualnej. Dlatego nikogo nie dziwi widok dziewcząt we wczesnych ciążach. Rodzina się cieszy, bo każdy kolejne dziecko to dla nich powód do świętowania. Istnieje w Angoli pojęcie tzw. dziecka młodości wśród mężczyzn. Praktycznie każdy mężczyzna ma jakieś dziecko, z którym nie ma kontaktu. Czasami przez to, że klan nie wyraził zgody na tradycyjny ślub, a dzieci należą do kobiety i jej rodziny. Wśród kobiet istnieje przekonanie, że od momentu urodzenia zapisane jest, ile powinny urodzić dzieci. Niestety odsetek śmierci wśród dzieci poniżej 5 roku życia jest bardzo wysoki.
– Bardzo duża jest śmiertelność u dzieci. Kiedy byłem w Angoli na północy kraju, to nie było tygodnia, żeby ktoś nie umarł. Był to czas cholery, umierało trzy osoby dziennie! W dolinie w nocy było słychać płacz i zawodzenie. To matki opłakujące swoje dzieci i ten krzyk roznosił się po całej wiosce. Rano wszystko już było przygotowane i ludzie mogli przyjść, pożegnać się ze zmarłym dzieckiem. Zmarłych chowają na cmentarzyskach za wioską, żeby dusza nie trafiła i nie wróciła do wioski – relacjonuje ks. Paweł.

Wysoka śmiertelność wynika m.in. ze złych warunków sanitarnych, braku dostępu do służby zdrowia, niepełnowartościowego jedzenia. Chociaż Angolczycy bardzo dbają o swoje potomstwo. Dla nich dziecko jest na pierwszym miejscu, najpierw ono powinno zjeść, ale w wielu miejscach panuje głód, kraj jest wyniszczony, a rząd chociaż robi co może, to jednak nie wystarczy dla wszystkich swoich biednych obywateli.
–  Jeśli w rodzinie dziecko chodzi na co dzień bardzo głodne, to znaczy, że jest bardzo ubogo w domu. Może być, z dzień, dwa nie zje, ale to z różnych powodów, np. głoduje cała wioska – wyjaśnia misjonarz.

Bardzo trudna jest sytuacja niepełnosprawnych lub upośledzonych dzieci, szczególnie dziewczynek. Rodzina postępuje wobec nich obojętnie, wręcz brutalnie. Są za przyzwoleniem wykorzystywane seksualnie przez chłopców z wioski. Jeśli zajdą w ciąże i urodzą, to dzieckiem opiekuje się rodzina. Często te dziewczynki, wykorzystane i rozbudzone seksualnie, nie wiedzą co się z nimi dzieje. Nie zdają sobie sprawy z tego, że zostaną matkami. Nikt z nimi nie rozmawia, nie wyjaśnia, nie chroni.

opracowanie Magdalena Torbiczuk
i ks. Paweł Libor SDB

Wejdź na stronę kampanii JEŚLI CHCESZ, MOŻESZ MI POMÓC.