Najtrudniejszym elementem systemu wychowawczego księdza Bosko jest amorevolezza. To włoskie słowo używane przez założyciela salezjanów trudno wyrazić jednym słowem w języku polskim.

 

Amorevolezza tłumaczy się jako miłość wychowawczą, ale także serdeczność, łagodność, słodycz, dobroć (Źródła Salezjańskie t. 1, s. 37). Możemy powiedzieć, że jest to dobroć przepełniona uczuciem, wzbudzająca uczucia, wyrażająca się przez uczucia.

Ksiądz Bosko pisał często do salezjanów i wychowanków oratorium na Valdocco o swoich uczuciach. Wymownym przykładem jest napisany krótko przed śmiercią „List z Rzymu do wspólnoty salezjańskiej oratorium w Turynie” (Źródła Salezjańskie t. 1, s. 555-564). Jest to jakby jego testament, w którym najmocniej wybrzmiewa zdanie: „Kto chce być kochanym, musi dać poznać, że sam kocha” (tamże, s. 559). Bez okazywania uczuć i bycia z młodzieżą nie ma mowy o odwzajemnieniu miłości i zaufaniu, które jest podstawą wychowania. Turyński święty uzmysławia Franciszkowi Bodrato tę prawdę: „Młodzieńcy przekonani o tym, że ten który nimi kieruje, szczerze ich kocha i zabiega o ich prawdziwe dobro, zaczynają ufać swoim wychowawcom” (Źródła Salezjańskie t. 1, s. 529).

Ksiądz Bosko dodatkowo podkreśla obecność pierwszych wychowawców, czyli rodziców. Jest ona bardzo ważna w całym młodym życiu. W oratorium lub szkole salezjanie, animatorzy i nauczyciele zawsze są obecni. Nie tylko podczas modlitwy, nauki, korepetycji, lecz także podczas rekreacji. Trzeba być blisko, aktywnie, stać się „duszą” czasu wolnego, angażować się w gry i zabawy. Ważne, aby interesować się tym, co lubią młodzi ludzie. Taka obecność wpływa na ich rozwój, bo otwiera serca na przekaz informacji od dorosłych.

Wszystkie trzy elementy: rozum, religia i dobroć tworzą „zdrowy” system wychowawczy. Dobroć pełna uczuć ożywia religię i dodaje cierpliwości, pomaga zrozumieć – zwłaszcza w trudnościach – co jest najważniejsze. Religia przypomina o miłości Boga do człowieka i wskazuje na rozum jako dar do wykorzystania w rozwoju. Rozum nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego, więc odnosząc się do wiary pomaga znaleźć sens życia. Stoi również na straży uczuć i dobroci okazywanej wychowankom.

Pracując na Madagaskarze doświadczyłem, jak bardzo ważna jest dobroć okazywana wychowankom. Cały czas towarzyszyliśmy chłopcom z internatu w Bemaneviky. Uczyliśmy ich w gimnazjum czy liceum. Rano i wieczorem byli z nimi klerycy, ale my, księża przychodziliśmy porozmawiać lub zagadać. W południe, w dwu i pół godzinnej przerwie między porannym blokiem lekcyjnym a popołudniowym, grałem z nimi w piłkę. Czas wolny spędzaliśmy na boisku do koszykówki lub piłki nożnej. Byliśmy podczas wieczornego odrabiania lekcji i zajęć dodatkowych w sobotę, np. razem jeździliśmy szukać drewna na opał do kuchni w internacie, gdzie chłopcy sami przygotowywali posiłki. Popołudnia w środy, soboty i niedziele spędzaliśmy razem w oratorium. W niedzielę kilku chłopców z internatu jechało ze mną do wioski, gdzie odprawiałem Mszę Świętą. Ponieważ w buszu był problem z czytaniem Pisma Świętego, bo nieliczni chodzili do szkoły, robili to nasi wychowankowie. Potem prowadzili krótką katechezę dla młodszych. Wiele czasu spędzaliśmy wspólnie, było wiele inicjatyw, wiele pracy, wiele uczuć, serdeczności, dobroci … bardzo tego brakuje!

Po czterech latach pracy wychowawczo-duszpasterskiej wyjeżdżałem na dwuletnie studia. Trudno było wyjeżdżać. Pożegnaniu towarzyszyło wiele emocji i wzruszenia. Uświadomiłem sobie, jak bardzo zżyłem się z tym urokliwym miejscem, z ludźmi pełnymi prostoty i serdeczności. Jak ksiądz Bosko, po latach mogę napisać, że chłopcy z internatu w Bemaneviky „skradli” moje serce.

Za genialnym wychowawcą młodzieży – księdzem Janem Bosko, spróbujmy nie tylko kochać, obdarowywać dobrem, lecz także pokazać młodym, że ich kochamy. Pokażmy, że zależy nam na nich i pragniemy ich dobra. Okazujmy to przez życzliwą obecność, stałość wyznawanych wartości i otwartość na wszystko, co dobre.

 

Ksiądz Tomasz Łukaszuk SDB